wtorek, 15 kwietnia 2014

O Poście

Wielki Tydzień w toku i tematy świąteczne atakują z każdej strony. Trendy w strojeniu wielkanocnego stołu, 30 nowych przepisów na święconkę, jak doskonale umyć okna. Poza sferami czysto konsumenckimi pojawiają się również artykuły o  dobrowolnych wyrzeczeniach, które są podstawą chrześcijańskiego przeżywania Wielkiego Postu. I jak co roku o tej porze powraca również tematyka minimalizmu.
Miałam ostatnio okazję uczestniczyć w spotkaniu z organizowanym przez Pallotyńską Fundację Misyjną poświęconej temacie postu pod tytułem “Ex Post - czy jeszcze potrafimy pościć”.  Debata w dużej mierze skupiała się na dietetycznym wymiarze postu i z zainteresowaniem słuchałam kiedy ks. Jan Jędraszek opowiadał o praktyce Postu Daniela, zaś kiedy prof. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska uzupełniała lub konfrontowała wypowiedzi księdza ze współczesną wiedzą medyczną na temat zdrowego odżywiania. Tematom szerszego spojrzenia na post nie poświęcono w debacie dużo czasu, więc czyłam się lekko zbędna w tym gronie, jednak wypowiedzi ks.Jędraszka zachęciły mnie do głębszej analizy mojego duchowego podejścia do minimalizmu.
Przez lata przewinęły mi się przed oczami stwierdzenia określające minimalizm “nową religią znudzonych warszawskich lemingów” i “sekciarskim trendem”. I ilekroć słyszę takie słowa pojawia mi się zaskoczenie. Jaki “nowy”? Jaka “sekta”?
To co nazywa się dzisiaj minimalizmem to temat powracający ludzkości na całej jej rozciagłości w czasie i przestrzeni . Poczynając od postaw greckich epikurejczyków czy buddyjskiego chan temat dobrowolnego ograniczenia i skupienia uwagi na doświadczaniu siebie i otaczającego nas świata w sposób świadomy wraca falami. Naturalizm w wydaniu Thoreau, purytański frugalizm..pewnie jest ich wiele więce...
Nie mam głębokiej wiedzy w obszarze filozofii, a już na pewno nie w obszarze teologii, jednak podświadomie przemawia do mnie zarówno dbałość o perfekcję japońskich praktyk zen, asceza hinduistycznych pustelników, jak i karmelickie i franciszkańskie umiłowanie prostoty i skupienie się na duchowości zamiast dóbr doczesnych. Nawet w Biblii przewijają się słowa namawiające do prostoty, jak choćby w Ewangelii wg.św Mateusza według której Jezus powiedział “Jeśli chcesz być doskonały, idź,sprzedaj, co posiadasz i rozdaj ubogim (...) Potem przyjdź i choć za Mną”.
I choćby z powodu tego ostatniego cytatu nie mogę zrozumieć mówienia o sekcie. Ok, mówi się, że zawsze znajdą się charyzmatyczni ludzie,którzy nawet najpiększejszą myśl będą w stanie wykorzystać dla zaspokojenia swojej potrzeby władzy. Przykladów w historii mieliśmy na to wiele i konia z rzędem temu kto nawet w przybliżeniu policzy ile sekt wynaturzających pojęcie dobrowolnej prostoty funkjonuje w tym momencie na świecie.
Jednak to, co widzę w naszej przestrzeni internetowo-społecznej nie trąci mi sektą. Brak tu guru (choć niektórzy chcieliby takimi nazwać Leo Babautę czy Dominique Loreau), brak zbiorowości. I brak odcięcia od innych  gdy temat minimalizmu pojawia się zarówno w  prasie katolickiej, jak i kwestia religii gości na łamach minimalistycznych  blogów. Więc wątek sekty też mi nie pasuje.


I mam takie nieodparte wrażenie, że w całym tym rozważaniu na temat “dobrego” i “złego” minimalizmu traci się z oczu po co niektórzy to robią. Po co jest ten “post”. Po co niektórzy chcą zatrzymać się w pędzie,zajrzeć w głąb siebie i ustalić co jest dla nich najważniejsze.